HIPERTEKSTY – KSIĄŻKI PRZYSZŁOŚCI

Niniejszy artykuł pierwotnie ukazał się w marcu 2011 roku w drugim numerze magazynu Masz Wybór.

Czasami lubię sobie pogdybać, puścić wodze wyobraźni… Co by się stało, gdyby… Bilbo w Hobbicie nie znalazłby pierścienia władzy lub gdyby fabuła Władcy Pierścieni potoczyła się innym torem i to Barlog pokonałby Gandalfa? Albo… jakie byłyby moje wrażenia gdybym mógł usłyszeć przeraźliwą mowę Nazguli na Wichrowym Czubie czy mógł posłuchać żałobnych pieśni elfów po stracie Gandalfa?

Takie myślenie, „co by było gdyby…”, z reguły jest bezcelową fantazją. Lecz nie w przypadku hipertekstów – nowej generacji książek. Dzięki nim moje marzenia o innym Władcy Pierścieni nabiera realnych kształtów, gdyż za ich pośrednictwem do świata klasycznej książki może wkroczyć dźwięk, obraz, animacja i przede wszystkim nieliniowa fabuła.

Historia hiperpowieści jest znacznie dłuższa niż można byłoby przypuszczać. Niektórzy literaturoznawcy wskazują, że początki hipertekstu sięgają czasów pisania Tory, co jest kwestią dyskusyjną. Prawdziwy rozkwit tego zjawiska przypadł na lata sześćdziesiąte poprzedniego stulecia, na okres buntu młodych przeciw z góry ustalonemu porządkowi świata. Kontestacja dotknęła również książki, jako symbolowi starych, skostniałych praw. Idea młodzieżowej rewolty i fermentu intelektualnego w przeważającej ilości przypadków wyrażała się przez wyraźną chęć posiadania wpływu na swoje życie, sprzeciwieniu się władzy chcącej prowadzić ludzi za rękę, decydowaniu o własnym życiu i właśnie tą wartość można znaleźć w tekstach “niesekwencyjnych”, które stały się pionierami hipertekstów. Sztandarowym przykładem nowego nurtu literackiego jest wydana w 1963 roku książka Julio Cortázara Gra w klasy. Dzieło to jest ikoną hipertekstu propagującą ideę wolności w literaturze, gdzie czytelnik decyduje o losach bohaterów.

Nie byłoby mowy o hipertekstach, gdyby nie rozwój technologii, który nastąpił po II Wojnie Światowej. Wspomniałem wcześniej, że w nowej generacji literatury możliwe jest łączenie tekstu z muzyką, animacją. Takie efekty są niemożliwe do osiągnięcia w klasycznej książce, nawet najbardziej wymyślnej. Potrzebna była nowa platforma, która pozwalałaby na łączenie wszystkich gatunków sztuki w jedną całość. Tą platformą stał się komputer. Hiperteksty zagościły w nim bardzo szybko i dobrze się rozwinęły.

W 1945 roku powstało w USA urządzenie zwane Memex służące do wyszukiwania książek w bibliotece. Niby prosta i trywialna rzecz, chcemy książkę, wpisujemy tytuł i maszyna informuje nas, gdzie ona jest. Haczyk polegał na tym, że jak danej pozycji nie było w zbiorach, to Memex wyszukiwał wszystkie pokrewne tytuły na zasadzie skojarzeń, nielinearnie – tak jak ludzki umysł. Przyznacie, że fakt, iż w tym okresie wynaleziono technologię podobną do “Google” robi wrażenie. Rozwiązania zastosowane w Memexie, stały się wzorem dla projektantów oprogramowania komputerowego, którym chodziło o stworzenie algorytmu zarządzającego przypadkowymi, nieliniowymi zbiorami danych.

Od czasu wymyślenia komputera, teksty niesekwencyjne przerodziły się w hiperteksty, czyli generację elektronicznej sztuki. Wraz z rozwojem technologii komputerowej rosły możliwości hipertekstów, w których dodawano nowe elementy: animację, dźwięk, losowość. Wymyślono wiele programów do tworzenia tego rodzaju dzieł, takich jak Xanadu (pierwszy w historii) czy też HyperCard, jednak ograniczenia tego artykułu nie pozwalają na omówienie wszystkich, dlatego postanowiłem bliżej opisać jeden z najczęściej używanych programów dotworzenia hiperfikcji: Storyspace.

Narzędzie wypracowane przez firmę Eastgate Systems pozwala tworzyć multimedialne dzieła łączące tekst, dźwięk, grafikę i animację w jedną całość. Jednostką miary w tym programie jest “leksja” – można ją przyrównać do paragrafu w grach książkowych. Jednak leksja daje dużo większe możliwości, ponieważ nie musi być tylko tekstem, lecz może być równie dobrze dźwiękiem, animacją, filmem czy muzyką. W grach książkowych czytelnik porusza się za pomoczą odnośników. Najczęściej na końcu paragrafu są odsyłacze “przenoszące” czytelnika do innego paragrafu, który jest kontynuacją poprzedniego. W Storyspace przejście z leksji do leksji, może, ale nie musi, odbyć się za sprawą linków – wszystko zależy, jak autor hipertekstu zaprojektował daną leksję. Wybieramy, podobnie jak w grach książkowych, jedną opcję do wyboru; po tym program przenosi nas do kolejnej części powieści. Oprócz nich istnieją połączenia warunkowe, w których trzeba spełnić określony przez autora warunek, aby móc skorzystać z takiego„linka” (zdobyć przedmiot, odwiedzić inną leksję).W hipertekstach można spotkać również odsyłacze losowe, po ich uruchomieniu następna leksja pojawiająca się czytelnikowi jest losowo wybrana z możliwych, zaprojektowanych przez autora. Oprócz tych głównych rodzajów linków istnieje szereg pomocniczych odsyłaczy, dzięki którym możemy szybko odwiedzić jakiś przypis, które uruchamiają inny, zewnętrzny program, uaktywniają grafikę, obraz video. Projektowanie elektronicznego tekstu, przypomina tworzenie swoistej mapy. Leksja graficznie przedstawiona jest w formie okienka. Jeśli chcemy aby z leksji “A”, przeniosło nas do leksji “B”, to rysujemy między okienkami “strzałkę” (połączenie), ustalając warunki, na przykład możliwość powrotu z leksji “B” do “A”. W efekcie tworzymy mapę tekstu, która przypomina plan wielkiej aglomeracji miejskiej, gdzie połączenia są ulicami.

Nie wiem, czy wszyscy z Was wiedzą, ale tego typu hiperliterackie efekty w pewnym stopniu może tworzyć każdy kto ma komputer osobisty, a w nim program do edycji tekstu typu Word czy Writer. Wystarczy uruchomić edytor, kliknąć zakładkę “wstaw” i w rozwinięciu wybrać „hiperłącze”, „obraz”, „film”, „dźwięk” – w tak łatwy sposób każdy może stworzyć powieść lub opowiadanie o innej strukturze niż klasyczna książka.

W opowiadaniu hipertekstowym Shelley Jackson Patchwork Girl czytelnik tworzy dziewczynę – potwora z ciał zmarłych ludzi. W zależności od wyborów jakie dokonuje, za każdym razem stworzona postać będzie inna. Wszystko zależy od tego, co znajdziemy przemierzając leksje w opowiadaniu. Czytelnik prowadzi swoisty dialog z tworzonym monstrum, bowiem to ona – monstrum jest narratorem, a dokonując wyborów typu “co powiedzieć”, “dokąd iść”, odpowiadamy na jej pytania.

Zupełnie inną strukturę ma hipertekstowa powieść Hegirascope Stuarta Moulthropa (napisana w programie HyperCard). Czytelnik ma 30 sekund na przeczytanie leksji i podjęcie decyzji “co robić”. Jeśli nie zdąży, program sam przenosi go do innej strony, co więcej, tekst porusza się na ekranie, skacząc i drgając. Tak więc mamy wybór: albo skupiamy się i w tak niesprzyjających okolicznościach sami decydujemy “gdzie iść”, albo poddajemy się nurtowi książki i śledzimy dokąd tekst nas zaprowadzi, tym bardziej, że czasami, nie jesteśmy wstanie przeczytać całej leksji.

W hipertekstach można wszystko, czego dowodzi polska autorka Aneta Kamińska w swoim dziele pod tytułem Czary i mary (http://czary-imary.pl). Czytamy w niej poezję ozdobioną barwną prezentacją multimedialną w formie obrazów i animacji. Wiersze są jak sny, zaś animacja jest formą wyrazu nie zapisanych słów. Wszystko się dopełnia, a my błądzimy w świecie marzeń podmiotu lirycznego. Naprawdę trudno całość streścić w paru słowach -trzeba samemu przeczytać dzieło.

Patrząc na możliwość tej gałęzi literatury powstaje pytanie: dlaczego hipertekst jest tak mało popularny? Pisząc ten artykuł, zacząłem pytać znajomych, czy mieli do czynienia z hipertekstem. Nikt spośród 16 osób nie wiedział, o czym mówię, jedna z nich skojarzyła hipertekst z hiperłączem w Wordzie. Pójdźmy dalej… do Empiku. Czy można w nim kupić hiperteksty?

Żyjemy wśród ludzi, którzy pamiętają świat bez komputera czy telefonu komórkowego. Większość z nich jest tak przyzwyczajona do klasycznej książki, do “starych dobrych czasów”, że elektroniczne wynalazki, jak hipertekst, traktuje jako niepotrzebny chaos. Jest to jedna z przyczyn stosunkowo małej popularności tej formy sztuki. Kolejną zaporę stawiają korporacje żyjące z wydawania książek. Dla nich każdy może napisać powieść, ale wydać ją mogą tylko one. Mówimy tu o grubych miliardach dolarów ulokowanych w akcjach firm wydawniczych, które mogłyby stracić na wartości, gdyby każdy autor wydawał swoje dzieła w Internecie – czyli tak, jak to się dzieje z hipertekstami. Każdy z nas wolałby “kliknąć”, przelewając pieniądze, poczekać 3 minuty i już mieć tekst na swoim dysku twardym, a tak musimy “dylać” do sklepu. Swoje dorzucił nierównomierny na świecie rozwój technologii komputerowej. Kraje kapitalistyczne mocno wyprzedziły państwa komunistyczne i trzeciego świata w powszechnej komputeryzacji. Efektem tego stał się nierównomierny dostęp do nowości informatycznych, w tym hipertekstów. Niewątpliwie cegiełkę wmurowali piraci komputerowi. Przecież wystarczy ściągnąć tekst z “sieci” i już można go czytać. Osobiście uważam, że największym hamulcem rozwoju hipertekstów są… gry komputerowe. Niektórzy nawet twierdzą, że ten rodzaj gier jest dzieckiem elektronicznej literatury. Jeśli spojrzymy na dzisiejsze fabularne gry komputerowe, łączące tekst z dźwiękiem, animacją, grafiką, filmem, muzyką, odkryjemy podobieństwa. Wielu osobom hipertekst kojarzy się z grą, rozgrywką między autorem (sytuacją, zdarzeniem) a czytelnikiem. Wspomniałem, że w opowiadaniu Patchwork Girl czytelnik tworzy swoją kobietę – potwora. Kreacja ta przypomina tworzenie bohatera w komputerowych RPGach, tak samo jak dalsze kierowanie losami herosa podczas rozgrywki. Mogę zasugerować twierdzenie, że w pewien sposób gry komputerowe wyparły hipertekst z masowej kultury, lub inaczej… przeistoczyły nowy, elektroniczny, nurt literatury w powszechną zabawę.

Mimo wszystko moim zdaniem przed hipertekstem przyszłość maluje się kolorowo. W końcu odejdą zwolennicy klasycznej książki, wydawnictwa, jeśli odkryją, że na takich tekstach można zarobić, podadzą je nam na tacy. Fabuła filmów stanie się całkowicie nieliniowa i widz, siedząc na kanapie, będzie sterował losami bohaterów w dużo większym zakresie niż w dzisiejszych interaktywnych produkcjach. Natomiast sama książka przeistoczy się w trójwymiarowy teatr, gdzie czytelnik stanie się herosem.

Marcin Sikorski

O książkach, w których Ty jesteś bohaterem