SZALONE NOŻYCZKI

Niniejszy artykuł pierwotnie ukazał się w kwietniu 2011 roku w trzecim numerze magazynu Masz Wybór.

Skoro powstała literatura interaktywna, film interaktywny, powstają plany serialu interaktywnego… co stoi na drodze do pisania i wystawiania interaktywnych dramatów? Wydaje się, że właśnie twórcy i odtwórcy teatralni mają największe pole do popisu, jeśli chodzi o umożliwienie widzom wpływu na fabułę. A jednak, przynajmniej w polskich teatrach, sztuka interaktywna jest rzadkością… z jednym wyjątkiem.

Komedia kryminalna Szalone Nożyczki (Shear Madness) autorstwa Paula Pörtnera to spektakl niezwykły z kilku powodów. Został wpisany do księgi szalone nozyczkirekordów Guinessa jako najdłużej i najczęściej wystawiania niemuzyczna sztuka w Stanach Zjednoczonych, zdobył Nagrodę Charliego Chaplina i America’s Raven Award. Jest to pierwsza sztuka interaktywna, która zyskała współcześnie tak wielkie uznanie.1 Jej fenomen nie ominął także naszego kraju. Była wystawiana już w Białymstoku, Bielsku-Białej, Cieszynie, Gdyni, Elblągu, Słupsku, Wrocławiu, Zielonej Górze, w Łodzi, no i oczywiście w Krakowie. Właśnie w królewskim mieście wybrałem się obejrzeć tę sztukę, z tego też powodu jej recenzja odnosi się głównie do spektaklu wystawionego przez Teatr Bagatela.

Akcja dzieje się w salonie fryzjerskim w mieście… tu pierwsza niespodzianka. Każdorazowo dzieje się w tym mieście, w którym spektakl jest wystawiany, a więc oglądałem akcję dziejącą się w krakowskim zakładzie fryzjerskim. Właścicielem zakładu jest kochający inaczej Tonio, który ma problem ze słynną pianistką Izabelą Richter mieszkającą nad jego miejscem pracy. Zagłusza ona rozmowy w salonie swoją grą, a wszystko wskazuje na to, że robi to celowo. Czy powinno się z tego powodu robić aferę? Ostatecznie Tonio i Barbara (druga fryzjerka) nie mają zbędnego tłoku, nie narzekają na brak klientów, więc pani Richter nikogo nie odstrasza. Wkrótce zakład odwiedza stała bywalczyni, pani Dąbek (osoba z wyższych sfer), bliżej nieznany człowiek w stroju robotnika i szemrany jegomość Wurzel. Wesoło toczy się komedia, w trakcie której wzburzony „robotnik” wychodzi bez zamówionego golenia (Tonio niezbyt wywiązał się z zadania), a pani Richter zdecydowanie przesadza ze swoim fortepianem. Po chwili robi się małe zamieszanie, z różnych powodów wszyscy gdzieś wybiegają, każdy załatwia jakieś swoje interesy i… krzyk Basi, która zbiega z góry. Dowiadujemy się, że Izabela Richter nie żyje. Ktoś zadźgał ją fryzjerskimi nożyczkami. Do zakładu wparowuje „robotnik”, który okazuje się być policjantem, razem ze swoim asystentem. Richter zgłosiła policji, że ktoś jej groził, dom był pod obserwacją, tragedii nie udało się uniknąć, zaczyna się śledztwo… w którym uczestniczy cała publiczność. Przynajmniej w założeniu.

Najpierw policjanci, wspierając się uwagami publiczności, odtwarzają przebieg wydarzeń w salonie. W trakcie rekonstrukcji i przesłuchań wychodzą na światło dzienne nowe fakty, a trzeba na nie uważać. W antrakcie sztuka nie zostaje przerwana. Do częstujących się herbatą widzów wychodzi policjant i osobiście, notując spostrzeżenia, przepytuje świadków.

Zabawa jest przednia. Jeśli mowa o wykonaniu Teatru Bagatela, trzeba powiedzieć, że reżyser Marcin Sławiński wykonał kawał dobrej roboty. Nawiązanie do lokalnego kolorytu Krakowa, było tak trafne i barwne, że aż ciężko mi sobie wyobrazić, że akcja mogłaby się toczyć gdzie indziej. Przyznam nawet, że wzburzyłem się, gdy okazało się, że najbardziej szemrana postać, Wurtzel, mieszka w tym regionie, gdzie nieoficjalnie mieści się część naszej redakcji, Zabłociu, co miało podkreślać niski status społeczny postaci. (Oj! Przynajmniej wynajęciu pokoju kosztuje tu grosze, a do Centrum można dojść piechotą!). Wojciech Leonowicz wcielił się tak wiarygodnie w rolę Tonia, że swoją grą zachwycał nie tylko publiczność, ale – dzięki swym spontanicznym pomysłom – także aktorów (co dało się dostrzec, ale nie można tego poczytać za minus). Także pozostali aktorzy, Aleksandra Godlewska (Basia), Ewa Miltoń (pani Dąbek), Przemysław Brany (Wurtzel), Łukasz Żurek (policjant śledczy) i Przemysław Redkowski (drugi policjant), grają wiarygodnie, a na scenie i umieją wprawnie improwizować, i bawić się dobrze razem z publicznością.

Warto jeszcze dodać, że sztuka rozpoczyna się dialogami nawiązującymi do tematów aktualnie popularnych w mediach. Ponadto akcja dzieje się w czasie rzeczywistym, czyli jeśli sztuka zaczyna się o godz. 19:45, to właśnie taka jest godzina w zakładzie fryzjerskim Tonia.

Oddanie realiów miasta, w którym dramat jest przedstawiany, nawiązanie do aktualnych wydarzeń, czas akcji tożsamy z czasem rzeczywistym, świetna gra aktorska, publiczność jako integralna część historii. Czy można tu znaleźć jakieś minusy?

Niestety tak. Po pierwsze (uwaga ta może odnosić się tylko do Teatru Bagatela) w przesłuchaniu nie uczestniczą osoby z balkonów. Ich podniesienie ręki było zwyczajnie ignorowane, a szkoda. Ani na stronie teatru, ani na plakacie, ani w kasie nikt nie informuje widzów, że w czasie spektaklu wyżej usytuowani widzowie nie będą uczestniczyć w pełni w sztuce. Za to porozmawiać ze śledczym w antrakcie i w głosowaniu wskazującym winnego uczestniczą już wszyscy. Co do głosowania… no właśnie. W tym, co napisałem wcześniej, nie ma leksykalnej pomyłki. Publiczność wskazuje winnego i okaże się nim zawsze ten, na kogo ona wskaże. Choć zabawa w detektywa jest świetną rozrywką i daje dużo radości, jaki ma ona głębszy sens, jeśli ma się stuprocentową pewność, że choć wszyscy palnęli totalną głupotę, okaże się, że mają rację? Brakuje tu uroku kryminału, który zakłada z góry, że możemy się mylić. Przecież to właśnie ta niepewność nadaje smaku dobrej historii ze zbrodnią w tle. Takie rozwiązanie, łechtające ego publiczności, odbiera także pewien urok fabularnej, interaktywnej sztuce. Wszak to ciężar decyzji sprawia, iż nabiera ona wartości. O żadnym ciężarze nie można zaś mówić, gdy odgórne założenie srpawia, że zawsze mamy rację.

Bez problemu jestem sobie w stanie wyobrazić teatralną sztukę jeszcze bardziej interaktywną, z większym włączeniem do gry widzów. No ale cóż… Nie od razu Rzym zbudowano. W końcu i gry książkowe wzięły swój początek od powieści Gry w Klasy Julio Cortázara, której – nowatorska jak na tamte czasy – interaktywność dziś już nikogo nie powala. Być może sukces sztuki zwróci uwagę młodych scenarzystów i reżyserów na nową gałąź sztuk teatralnych, czego i im, i sobie jako widzom, życzymy.

Mikołaj Kołyszko

Ocena: 7/10
Autor: Paul Pörtner
Tytuł: Szalone Nożyczki
Przekład na język polski: Elżbieta Woźniak
Teatr Bagatela
Reżyser: Marcin SławińskiWystępują: Aleksandra Godlewska, Przemysław Redkowski / Marcin Kobierski, Wojciech Leonowicz / Adam Szarek, Przemysław Branny/ Przemysław Redkowski, Łukasz Żurek, Ewa Mitoń

1Nie można jej wszakże uznać za pierwsza sztukę interaktywną w historii. Wszak walki w koloseum także często przybierały formę porównywalną do sztuk teatralnych (gladiatorom narzucono role do odegrania), a na ich finał niejednokrotnie wpływ miała publiczność wywierająca nacisk na Cezara. W swoim bestialstwie i okrucieństwie był to rodzaj sztuki interaktywnej.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

O książkach, w których Ty jesteś bohaterem