WYWIAD Z PIOTREM NARLOCHEM

Piotr Narloch, miłośnik i kolekcjoner gier książkowych, należy do pokolenia, które pamięta wprowadzenie na rodzimy rynek pierwszych gamebooków pod koniec lat 80′ XX wieku. Podobnie jak nasz poprzedni rozmówca, Piotr Stanisz, Narloch czynnie bierze udział w rekonstrukcji historycznej – wybrał realia wojny secesyjnej.

Kiedy po raz pierwszy usłyszałeś o grach książkowych?

To był rok 1986, zobaczyłem jedno takie cudeńko na jednym z konwentów w Gdyni. I się zaczęło!
Niestety wtedy ledwo byłem polskojęzyczny, więc nie było mowy o graniu w gamebooki, które ktoś odważnie przemycał z Wielkiej Brytanii. Ale wiedziałem, że to jest właśnie to! Zawsze sobie ceniłem gry dla jednej osoby.

Jaka była pierwsza gra książkowa, w którą miałeś okazję zagrać?

Prawdopodobnie był to Dreszcz. Pamiętam, z jaką niecierpliwością czekałem na kolejny numer tygodnia Razem, aby w końcu skompletować całość i zagrać. Wiązało to się z niesamowicie silną dawką emocji i nerwów. Wszystkie swoje mapy labiryntu, te sprzed prawie 30 lat posiadam w swoim archiwum. Bywało tak, że wspólnie z kolegami siadaliśmy gdzieś w parku i graliśmy w 2-3 osoby. Kierowaliśmy jednym Bohaterem, ale każdy miał swoją funkcję w „drużynie”, jeden czytał, drugi rzucał kośćmi, trzeci odpowiadał za relacje z mieszkańcami podziemi, a decyzję o wyborze podejmowaliśmy wspólnie. Delektowaliśmy się każdym paragrafem! To było niesamowite!

A którą grę wydaną przed rokiem 2000 wspominasz najlepiej?

A nie pytasz „przed rokiem 1990”? 🙂
Więc zdecydowanie House of Hell z cudownymi ilustracjami Iana Millera, znanego także fanom Warhammera. Miller ilustrował podręczniki do pierwszej edycji oraz rewelacyjne, dwutomowe Realm of Chaos.
W sumie nie wiem dlaczego HoH tak bardzo przypadł mi do gustu. Bo to horror? Bo mnie zmusił do myślenia, kiedy po kilku paragrafach mój bohater leżał rozbebeszony na podłodze „opuszczonego” domu, a ja byłem w lekkim szoku. Może dlatego, że uważałem się za weterana, którego trudno zaskoczyć? A może dlatego, że grałem w niego zimowy wieczór, w opuszczonym przez Boga schronisku młodzieżowym, gdzieś na Jurze…

Czy rzeczywiście w latach 90’ gry książkowe były postrzegane głównie jako substytut sesji RPG?

Były postrzegane jako „gry fabularne dla jednej osoby”. Zresztą z myślą o graczach Jacek Ciesielski w Magazynie Razem (1988?) opublikował artykuł „Fantasolo, ale nie Solo”, w którym opisał, jak z gry paragrafowej zrobić RPG. Teraz, z perspektywy czasu, takie artykuły mogą nam się wydawać śmieszne, wówczas jego rady były dla nas bezcenne. Nie mieliśmy już ochoty pisać dla siebie paragrafówek, chcieliśmy grać: więcej, częściej, szybciej, razem. Pan Ciesielski nam w tym pomagał, nie tylko opisując różne systemy RPG w „MR”, ale także podsuwając cenne wskazówki. Znam osoby, który natchnione jednostronicowym artykułem tworzyły całe system! To były ciężkie czasy dla miłośników gier fantastycznych, ale zarazem cudowne, bo siła entuzjazmu, która w nas wówczas drzemała, przełamywała wszystkie trudności, nawet językowe.

Kiedy ponownie odżyło Twoje zainteresowanie gamebookami? A może nigdy nie wygasło?

Nigdy nie wygasło. Zawsze miałem wrażenie, że snuję się gdzieś na pograniczu, w podziemiu, z zapomnianym hobby. Dlatego bez większych problemów przetrwałem te kilka(naście?) lat posuchy na polskim Rynku. W tym czasie zaopatrywałem się w gry poza granicami naszego kraju. Zawsze je też kolekcjonowałem, mam wiele oryginalnych paragrafówek po angielsku, rosyjsku, węgiersku, czesku… Zawsze miałem w co grać, i to na szczęście się nie zmieniło. Jestem skazany na paragrafówki, po prostu mam do nich słabość.

Słyszałem, że posiadasz sporą kolekcję gier książkowych. Ile, szacunkowo, tytułów zawiera?

Trudno powiedzieć, nigdy nie liczyłem ale myślę, że ok. 180 książek.
Grałem może w nie więcej jak 40.

Ze zdobycia której pozycji jesteś najbardziej dumny?
Chyba najbardziej z Kosmolota, wydanego przez miesięcznik Fikcje w 1985r.

A najbardziej byłbym szczęśliwy gdyby udało mi się odzyskać mój Orszak Demonów. Grę, którą specjalnie napisałem na konkurs ogłoszony przez Jacka Ciesielskiego w Magazynie Razem w 1989r. Pamiętam, że do gry zostało załączone opowiadanie, słownik, liczne mapy i ilustracje. W połowie 1990r. otrzymałem list od Pana Jacka z informacją, że moja gra zaklasyfikowała się do grona najlepszych, niestety konkurs nigdy nie został zakończony, a gry trafiły do klubu Hunter, który miał pomóc w wyłonieniu zwycięzców. Niestety wszelki słuch o grach zaginął. Wielka szkoda.

Co myślisz o obecnej kondycji tego gatunku w Polsce?

Jest słabo. Cały czas ledwo co unosimy się na powierzchni, a niewielka fala niepowodzeń sprawia, że się krztusimy i spychamy na margines. Ale dobrze że jesteście. Podziwiam Wasz wkład, zaangażowanie i chęci. Dzięki Wam znów odkurzam półki z gamebookami.
Bardzo bym sobie życzył, aby seria Samotnego Wilka była tym kamyczkiem, który wywoła lawinę, ale chyba mało który fan paragrafówek w to wierzy. Mimo wszystko bardzo się cieszę, że w końcu seria zaczęła ukazywać się w Polsce. Jesteśmy chyba jednym z nielicznych krajów w Europie, gdzie przygody Wilka nie ujrzały światła dziennego przez tak długi czas. Dzięki serii więcej osób zapoznało się z gamebookami, ale nadal pozostaniemy niezauważalną niszą, a już nigdy nie będziemy mogli cieszyć się z tak spektakularnego sukcesu jaki gry paragrafowe odniosły na Wyspach czy w Czechach. Szkoda. Zmarnowaliśmy swoją szansę 20 lat temu, teraz jest to nie do odrobienia. Po tych latach, moglibyśmy liczyć na sentyment ludzi, którzy niegdyś grali, niestety nigdy ich nie było zbyt wiele. A w obecnych czasach nie możemy konkurować z RPG i wszelkimi grami komputerowymi. Mimo wszystko nie porzucę ich, nadal będę szukał, kupował i grał.

Nie do końca się z Tobą zgodzę. Od kiedy stworzyliśmy gry książkowe na czytniki elektroniczne, liczbę ściągniętych z naszej strony gamebooków liczymy już w dziesiątkach tysięcy. Zatrzymanie projektu „1812. Serce Zimy” nie napawa optymizmem, ale skoro ciągle są ludzie, którzy tak bardzo chcą nas czytać, to chyba dobry znak. Z naszej strony widzimy coraz większe zainteresowanie tematem literatury interaktywnej.

Z Piotrem Narlochem wywiad przeprowadził Beniamin Muszyński

4 komentarze do “WYWIAD Z PIOTREM NARLOCHEM”

  1. Ładna kolekcja jak ma około 180 tytułów. Ja mam tylko 104 na razie. Brakuje mi 7 z serii FF, ale te chodzą po ponad 500 funtów.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

O książkach, w których Ty jesteś bohaterem