Zew Cthulhu (Leonard Pinto)

Galaretowate ośmiornice, kolosalne macki i jeszcze raz przedwieczny horror. Te i inne atrakcje oferuje „Zew Cthulhu” autorstwa Leonarda Pinto, pierwsza gra paragrafowa z lovecraftowskiej serii „Choose Cthulhu”, która zawitała na naszym rynku za pośrednictwem wydawnictwa Black Monk.

Przy pobieżnym przekartkowaniu książka urzeka pięknym zapachem papieru i nastrojowymi ilustracjami autorstwa hiszpańskich artystów, które obficie zdobią strony paragrafówki, zamknięte w estetycznej twardej oprawie. Dobre pierwsze wrażenie zachęca do wgryzienia się w treść, która oferuje tyleż znajomych elementów, co niespodzianek. Do tej drugiej kategorii zaliczyć można zupełny brak mechaniki, w ostatnim czasie mniej popularny na polskim rynku; zamiast tego mamy tu tylko i aż mnogość różnorodnych ścieżek i zakończeń (w większości, zgodnie z wymaganiami konwencji, budzących w czytelniku uczucia w najlepszym wypadku ambiwalentne). Zaskoczyć może również to, jak szybko akcja paragrafówki rozkręca się, a czyhające w mrocznych zakątkach świata monstra starsze niźli historia czy też inne bluźniercze kulty ukazują się niedowierzającym oczom naszego protagonisty.

Jeśli chodzi o obfitość monstrów, postaci i miejsc z lovecraftrowskiego lore, jakie mamy możliwość napotkać, stanowi to z całą pewnością zaletę książki i element, który sprawi, że wielu czytelników poczuje się jak w domu, z radością witając znane i lubiane motywy. Z drugiej strony można też odnieść wrażenie – jak odniósł, niestety, niżej podpisany – że ilość niekoniecznie przekłada się na jakość. Trudno będzie mi uniknąć porównań do Sąsiadów Lonesbury; nie tylko dlatego, że nasze wydawnictwo miało niedawno zaszczyt opublikować reedycję tego klasyka polskiej literatury interaktywnej, ale i ponieważ owa gra stanowi dla mnie pod wieloma względami wzór lovecraftowskiej narracji. Autor doskonale rozumiał, że pojęcie kosmiczny horror nie odzwierciedla faktu, że niepokojące przerośnięte ośmiornice przyleciały na naszą planetę właśnie z kosmosu, lecz akcent, jaki Lovecraft położył na psychologiczny, głęboko egzystencjalny wymiar grozy. Nie potwory o trudnych do wymówienia imionach stanowią o sile opowiadań pisarza, lecz to, co reprezentują dla psychiki bohaterów; jak i dlaczego stopniowo prowadzą ich do powątpiewania we własną poczytalność oraz sens istnienia całego rodzaju ludzkiego.

W tym aspekcie gra Pinto wydała mi się w irytującym wręcz stopniu wybrakowana; jakby obfitością nominalnych elementów lovecraftowskiego świata kompensowała fundamentalny niedobór tego, co naprawdę dla niego istotne. Kolejne wzmianki o tym, jak ten czy inny koszmarny widok wiąże się z zachwianym poczuciem stabilności psychicznej bohatera, nijak nie przekładały się dla mnie na poczucie autentycznej grozy. Choć książka oferuje rozliczne alternatywne ścieżki i zakończenia i, co nader cenne, nie faworyzuje nadmiernie żadnej z nich, ostatecznie każda pozostawiała mnie z poczuciem niedosytu lub wręcz frustracji zderzenia się z kompulsywnym fan service w miejsce autentycznej i intrygującej narracji, która miałaby sens także dla czytelnika, dla którego świat Lovecrafta stanowi novum.

Pomimo frustracji związanej z pewną powierzchownością, z jaką gra potraktowała materiał źródłowy, nie sposób nie wskazać jej zasadniczych atutów, z rozbudowaniem, nieliniowością oraz obfitą porcją lore na czele. W swoim nastawieniu na storytelling, książka pozwala mi też mieć nadzieję, że kolejne tytuły z serii zachowają jej zalety, niwelując wady – wówczas możemy mieć do czynienia z naprawdę cennymi grami. A i Zewowi warto dać szansę.

Michał Leon Ślużyński

Ps. Polecamy też klimatyczną recenzję na portalu Paragrafka!

Tytuł: Zew Cthulhu
Autor: Leonardo Pinto
Seria: Choose Cthulhu (tom I)
Wydawnictwo: Black Monk
Rok wydania w Polsce: 2021

O książkach, w których Ty jesteś bohaterem