INCYDENT

Niniejszy artykuł pierwotnie ukazał się we wrześniu 2011 roku w piątym numerze magazynu Masz Wybór.

Wydanie z 2014 roku stanowi poprawioną wersję recenzowanej poniżej gry.

Na samym początku swojej recenzji chciałbym zaznaczyć, że nie znoszę tematyki zombie… W jakiejkolwiek postaci. Nieważne czy jest to film, komiks, książka czy cokolwiek innego. Zjawisko na wpół martwych, bezmózgich istot uganiających się bez sensu za pozostałymi przy życiu przedstawicielami gatunku homo sapiens naprawdę irytuje mnie do granic możliwości. Nie inaczej sprawa ma się z fabularną minigrą książkową autorstwa Beniamina Muszyńskiego pt. Incydent, w której to zombie stanowią swoiste tło dla całej rozgrywającej się w niej historii.

Zanim jednak przejdę do recenzowania samej gry warto jeszcze krótko wspomnieć o tym, że powstała ona w ramach tzw. Akcji Miniatura, zainicjowanej przez Beniamina Muszyńskiego w wakacje 2010 roku na forum www.paragrafowegranie.fora.pl. Całość akcji polegała na tym, że użytkownicy wyżej wymienionej strony zobligowali się do napisania w trakcie trwania miesięcy letnich jak największej ilości krótkich gier, nie przekraczających w sumie 100 paragrafów. Akcja miała być skierowana do młodzieży szkolnej ze szczególnym uwzględnieniem gimnazjum i liceum. Ostatecznie jednak spotkała się ze słabym zainteresowaniem ze strony samych twórców, czego efektem końcowym było stworzenie w jej ramach jedynie czterech gier – były to kolejno: Afrykański świtIncydent Beniamina Muszyńskiego; Gothic: Polowanie na smoki Przemysława Pociechy i Przesyłka Michała Ślużyńskiego. Co zaś tyczy się samego Incydentu

Główną bohaterką tejże gry jest dziewiętnastoletnia, niepełnosprawna dziewczyna. Nie wiemy jak ma na imię, ani skąd pochodzi. W prologu, pełniącym funkcję krótkiego wprowadzenia, dowiadujemy się jedynie, że od dziewięciu lat porusza się na wózku inwalidzkim.

Akcja przygody rozgrywa się w trakcie wakacji w małej, bliżej nieokreślonej mieścinie, które wyżej wymieniona dziewczyna spędza u swojego dziadka. Niestety, staruszek nagle zaczyna podupadać na zdrowiu przez co jesteśmy zmuszeni udać się do pobliskiej apteki po przeznaczone dla niego leki.

No dobrze, ale jak to wszystko ma się do wspomnianych na wstępie zombie? Tego już niestety nie wypada zdradzać z tego prostego względu, iż gra jest naprawdę krótka, mieści się bowiem na 20 stronach i zawiera „tylko” 44 paragrafy. W zasadzie jej przejście w pierwszym wybranym przez nas wariancie zajmie nie więcej jak 20 minut. Choć oczywiście nie można tego odczytywać jako zarzut, w końcu jest to tylko miniatura. Pomimo tego, niestety ze smutkiem muszę przyznać, że na chwilę obecną Incydent jest najsłabszą grą paragrafową w dorobku Beniamina Muszyńskiego. Na ten ponury tytuł, wydany w lipcu 2010 roku, gamebook zasługuje z kilku powodów. Po pierwsze występujące w nim postacie są strasznie płaskie i pozbawione wyrazu. O ile jeszcze główna bohaterka broni się jako tako dzięki swojej niepełnosprawności, która stanowi ciekawy element służący konstruowaniu fabuły, o tyle wszystkie spotkane przez nią w trakcie zabawy postacie są po prostu miałkie. Żadna z nich nie pozostaje w pamięci na dłużej, zapominamy o nich zaraz po opuszczeniu paragrafu, w którym się pojawiły.

Poza postaciami występującymi w grze, o prawdziwą pomstę do nieba wołają niektóre dialogi, które brzmią wprost nieprawdopodobnie sztucznie i naiwnie… Za majstersztyk w tym względzie należy bezapelacyjnie uznać całość paragrafu numer 42, w którym to jeden absurd goni następny. Wyobraźmy sobie taką sytuację: znajdujemy się na posterunku policji, w pewnym momencie udajemy się do toalety za potrzebą. Nagle ni z tego, ni z owego słychać serię strzałów. Co robi w tym momencie nasza niepełnosprawna bohaterka? Zamiast umierać ze strachu modląc się jednocześnie o cudowne ocalenie, jak gdyby nigdy nic rusza w kierunku holu, z którego owe strzały pochodzą, aby tam pożalić się zupełnie nieznanemu policjantowi, że jej dziadek jest chory i poprosić o podwiezienie do miasta… Tak naprawdę doskonale rozumiem co autor miał w tym momencie na myśli, jednakże bardzo skrótowy sposób w jaki przedstawił powyższą scenę sprawił, że mimowolnie zamieniła ona dominujący w niej klimat grozy w komedię. A skoro już o grozie mowa…

Zaczynając przygodę z Incydentem oczekiwałem krótkiego, paragrafowego horroru utrzymanego w stylistyce Resident Evil, czyli mówiąc wprost połączenia wartkiej akcji i wszechobecnego strachu. W sumie otrzymałem coś co można określić jako skrzyżowanie wyżej wymienionego filmu z Milą Jovovich z „Sierotką Marysią”. Na taki stan rzeczy niebagatelny wpływ miały także słabo zarysowane opisy miejsc i pomieszczeń w których dzieje się akcja.

Za jedną z nielicznych mocnych stron gry trzeba natomiast uznać wspomnianą już wcześniej główną bohaterkę oraz to co od zawsze charakteryzuje warsztat pracy Muszyńskiego, mianowicie możliwość dokonywania wyborów, które tradycyjnie dzielą się na takie przynoszące złe i bardzo złe konsekwencje. Po raz kolejny w wielu miejscach przyjdzie nam się pogłowić czy akurat wybrany przez nas paragraf jest aby na pewno tym właściwym.

Podsumowując, nie mogę oprzeć się wrażeniu, iż Incydent powstawał w wielkim pośpiechu. Ilość zastosowanych w nim skrótów zamiast nadać grze świeżości i dynamiki jedynie znacznie ją strywializowała. Porównując tę właśnie grę do wydanego w tym samym czasie przez Beniamina Muszyńskiego Afrykańskiego świtu, jakość wykonania wypada zdecydowanie lepiej na korzyść tej ostatniej pozycji. Tradycyjnie jednak, mimo wszystko zachęcam do sięgnięcia po recenzowaną przeze mnie grę. Bardzo możliwe, że w waszym odczuciu Incydent zasługuje na wyższą notę.

Piotr Bąkowski

 

Ocena: 5/10
Tytuł: Incydent
Autor: Beniamin Tytus Muszyński
Rok wydania: 2010 (ponownie 2014)
Wydawnictwo: Gindie (2014), brak (2010)
Do nabycia: np. w sklepie Gindie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

O książkach, w których Ty jesteś bohaterem