OSTATNI KURS

Niniejszy artykuł pierwotnie ukazał się w lipcu 2011 roku w czwartym numerze magazynu Masz Wybór.

Czy nie marzyliście kiedyś o przeniesieniu się do lat 70 XIX wieku i wcieleniu się w rolę Anglika, który pewnego pięknego dnia wyrusza w podróż swojego życia, zostawiając za sobą stygnące ciała żony i jej kochanka? Jeśli tak, gratuluję Wam wyobraźni i zapraszam do lektury spełniającego tę unikalną wizję Ostatniego kursu.

O Beniaminie Tytusie Muszyńskim, autorze wielce zasłużonym dla polskiej sceny gier książkowych, warto wiedzieć kilka rzeczy. Po pierwsze, w ciągu piętnastu sekund pisze więcej gier, niż przeciętny zjadacz paragrafów w ciągu całego życia. Efekty jego pracy są mimo to bardziej niż zadowalające, o czym większość naszych czytelników zapewne już zdążyło się przekonać. Po drugie, jego pierwszą grą paragrafową jest napisany w 2008 roku Ostatni kurs, którego mam zaszczyt zrecenzować. Po trzecie, to zastępca redaktora naczelnego tego magazynu – z miejsca więc wiedziałem, że czego bym nie napisał, do czytelniczych rąk trafi tekst bezlitośnie ocenzurowany i gruntownie zmieniony.

Poza całą niemała poniekąd wartością historyczną, Ostatni kurs ma dla mnie spore znaczenie sentymentalne. Jest to bowiem jedna z pierwszych niezależnych gier paragrafowych, w jakie dane mi było kilka lat temu zagrać. Moje ówczesne wrażenia były mocno pozytywne, niemniej przed rozpoczęciem ponownej rozgrywki zastanawiałem się, czy tytuł wciąż będzie mi się podobać, czy też okaże się miałki w smaku niczym bigos bez kiełbasy. Niestety – okazało się, że nie będę miał okazji do zbytniego marudzenia.

Jamesa Gordona poznajemy w momencie, kiedy w pustym przedziale pociągu przemierza rumuńską puszczę. Nie pisana mu jednak spokojna podróż przez ojczyznę Vlada Tepesa, o czym sam wkrótce się przekona, obrywając w szczękę mocnym zawiązaniem akcji. Następnie zostanie wplątany w pewną wyjątkowo niebezpieczną intrygę. Stopniowo rozwijająca się fabuła doprowadzi nas do emocjonującego finału… o ile wcześniej nie zginiemy.

Odwalić kitę jest wszak tutaj niezmiernie łatwo. Jeśli lubisz podejmować decyzje na chybił – trafił, radzę przyzwyczaić się do regularnego nawożenia gleby swą personą. Niektórych takie rozwiązanie może irytować, mi jednak przypadło do gustu, gdyż buduje klimat ciągłego zagrożenia i napięcia, jaki unosi się nad całym dziełem. Poza tym, gra mimo tego jest jak na swoje dwieście paragrafów bardzo rozbudowana – oferuje pięć różnorodnych zakończeń. To zresztą charakterystyczna cecha gier autora Ostatniego kursu.

Trudno opisywać głębiej fabułę bez psucia zabawy przyszłemu Czytelnikowi, ograniczę się więc jeszcze tylko do stwierdzenia, iż gra posiada kilka ciekawych, zapadających w pamięć fragmentów. Bardzo spodobał mi się rozbudowany dialog, w którym możemy stworzyć naszej postaci fałszywą tożsamość. Nie mam też na co wybrzydzać w temacie warstwy językowej gry. Zasób słów autora jest ponadprzeciętny, styl również stoi na dobrym poziomie. Jedynym problemem jest nieco literówek i powtórzeń, jakie można napotkać w tekście – to jednak standard w przypadku starszych, wypuszczanych amatorsko do Internetu i pozbawionych korekty gier.

Ostatni kurs nie jest arcydziełem. Nie dorównuje też moim zdaniem nowszym grom Beniamina Muszyńskiego, jak „Szklana Twarz”. To jednak wciągająca, klimatyczna, dobrze napisana gra, której warto poświęcić chwilę wolnego czasu.

Michał Leon Ślużyński

Ocena: 7/10
Tytuł: Ostatni kurs
Autor: Beniamin Tytus Muszyński
Rok wydania: 2008
Do pobrania pod adresem: http://www.paragrafowegranie.republika.pl/ostatni_kurs.rar

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

O książkach, w których Ty jesteś bohaterem