SUFFERROSA – RECENZJA

Niniejszy artykuł pierwotnie ukazał się w marcu 2011 roku w drugim numerze magazynu Masz Wybór.

W historii kina mieliśmy do czynienia z kilkoma momentami przełomowymi. Pierwszym z nich było przejście z filmu niemego na dźwiękowy, później z czarno-białego na kolorowy, obecnie natomiast możemy zaobserwować coraz częstsze zjawisko kręcenia filmów w tzw. technologii3D. Za każdym razem kiedy dochodziło do tej swoistej „wymiany pokoleniowej” wśród technik kręcenia filmów, środowiska twórcze był nastawione do nich w sposób negatywny. Nikt nie dawał ówczesnym nowinkom technicznym wielkich szans na sukces, ale jak pokazał czas, widzowie szybko docenili nowe możliwości kinematografii, przyzwyczaili się do nich i w końcu pokochali je.

SufferrosaPosterTo co nie zmieniło się w ponad stuletniej historii kina to fakt, że wszystkie filmy nadal mają jedną wspólną cechę: początek, środek i koniec. Ale jak proroczo powiedział Jean Luc-Godard:„niekoniecznie jednak w tej kolejności”. Osobą która ostatnimi czasy stara się udowodnić słuszność twierdzenia Godarda jest Dawid Marcinkowski i jego film Sufferrosa. Sufferrosa to pierwszy polski film interaktywny. Dlaczego interaktywny? Ponieważ jak pisze sam reżyser, to „widz zostaje montażystą filmu– sam decyduje o kolejności scen. Od jego decyzji zależy, które fragmenty i znaczenia zawarte w utworze zostaną wyeksponowane, a które pominięte.”.Brzmi interesująco, prawda? Jednakże możliwość ingerowania w bieg fabuły ma zarówno swoje dobre jak i złe strony, ale o tym za chwilę. Co warte odnotowania, Sufferrosa miała swoją prapremierę24 lutego 2010 roku w warszawskim kinie Muranów. Warto w tym miejscu także wspomnieć o tym, że film ten jest produkcją typu non-profit, a co za tym idzie, można go obejrzeć w całości on-line, zupełnie za darmo pod adresem: http://sufferrosa.wrocenter.pl/.Na oficjalnym plakacie reklamującym Sufferrosę, tuż pod nazwą filmu możemy zauważyć tajemniczy dopisek: neo-noir. Jako osoba nie szczególnie obeznana z gatunkami filmowymi postanowiłem sprawdzić co też ów dopisek oznacza. Idąc zatem za Wikipedią, pozwolę sobie zacytować:„Filmy kręcone w stylu ‘noir’ były zwykle czarno-białe, miały charakterystyczną, mroczną atmosferę, niepokojącą tajemnicę i specyficzne, negatywne postacie – detektywa w filcowym kapeluszu i długim płaszczu czy femme fatale z idealnym makijażem i papierosem w ręku.”. Fabuła Sufferrosy nie odbiega znacznie od podanych powyżej cech charakterystycznych gatunku noir. Oto bowiem w roli głównej mamy do czynienia z detektywem właśnie. Niejaki Ivan Johnson otrzymuje zlecenie odnalezienia pewnej zaginionej kobiety, Rosy von Braun. Śledztwo doprowadza go do profesora Carlosa von Brauna, tajemniczego naukowca, który zajmuje się procesem rejuwenalizacji, czyli odmładzania kobiet. Ostatecznie Johnson ląduje w celi, w podziemnej części kliniki profesora von Brauna na tropikalnej wyspie Miranda. To właśnie w tym miejscu widz-reżyser przejmuje stery i zaczyna kierować losami głównego bohatera. Właśnie… Bohater… Tak naprawdę nie jestem pewien co powinienem o nim myśleć. Problem polega na tym, że w filmie Marcinkowskiego granica pomiędzy widzem, a bohaterem zaciera się do tego stopnia, że w zasadzie nie wiadomo czy w ogóle można mówić o kimś takim jak postać główna. Idea filmu interaktywnego wymaga bowiem od widza głębszego zaangażowania i wczucia się w rolę, do tego stopnia, że w końcu zapominamy o postaci detektywa samemu zajmując niejako jego miejsce. Zupełnie inaczej za to prezentują się postacie, które przyjdzie nam spotkać podczas wędrówki przez poszczególne piętra kliniki. Każda z nich jest bardzo dogłębnie przemyślana i niemal natychmiast zapada w pamięć. Wystarczy tylko wspomnieć o dziennikarce Karen Kane czy piosenkarce Sunday Love. To co bardzo mi się podobało u Marcinkowskiego, to sposób w jaki zdołał pokazać intencje, jakimi kierowały się kuracjuszki profesora von Brauna, przybywając n awyspę Miranda. Tak naprawdę oglądając Sufferrosę odniosłem wrażenie, że akcja filmu w zdecydowanej większości opiera się właśnie, nie na odszukaniu Rosyvon Braun, a odkrywaniu prywatnych historii poszczególnych pacjentek kliniki. Rozumiem intencję reżysera, który jak sam przyznaje, chciał za ich pomocą postawić widzowi pytanie o wywierający coraz większy wpływ na nasze życie kult młodości i piękna, ale wydaje mi się, że dzięki temu akcja i napięcie samego filmu straciło na dynamice. Swoistą przeciwwagą dla pacjentek profesora von Brauna jest tzw. Commando Miranda – specjalna, zbrojna bojówka walcząca z ideą rejuwenalizacji. Marcinkowski właśnie w ten oto, dosyć przerysowany i ironiczny sposób stara się przedstawić nurtujące go problemy współczesnego społeczeństwa. Przecież każdy z nas w gruncie rzeczy chce pozostać młodym i pięknym, pytanie tylko: za jaką cenę? Kolejną rzeczą na którą warto zwrócić uwagę w Sufferrosie to gra aktorska, choć tak po prawdzie nie rzuca ona wcale na kolana. Marcinkowskiemu udało się nakłonić do współpracy takie tuzy polskiego ekranu jak Beata Tyszkiwicz, Ewa Szykulska czy Jacek Fedorowicz. To co można zauważyć podczas całego seansu to ich zaangażowanie w projekt, jednakże nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że interaktywna forma jaką przybrał film Marcinkowskiego nie pozwalała im w pełni rozwinąć skrzydeł. Jeśli zaś chodzi o stronę techniczną filmu. Pierwsze co rzuca się w oczy po jego rozpoczęciu to niesamowity, mroczny klimat. Psychodeliczny montaż na który składają się przeplatające ze sobą nieruchome obrazy, animowane napisy, wypowiadane w tle, modulowane kwestie bohaterów oraz krótkie sekwencje filmowe dają naprawdę niesamowite wrażenie! Subtelna gra świateł w poszczególnych sekwencjach, nazwanych po prostu scenami wręcz przygniata realizmem. Wykorzystane w filmie zdjęcia, zostały wykonane z należytą precyzją, podkreślając tym samym na każdym kroku niezaprzeczalny fakt, że oto mamy do czynienia z produktem naprawdę wysokiej jakości. Nie samym obrazem jednak człowiek żyje. Przez cały czas trwania filmu towarzyszy nam bowiem feeria różnorodnych dźwięków imitujących otoczenie, np. szum wiatru hulającego po korytarzach, odgłosy jadącej windy, industrialne zgrzyty i piski itd. które w połączeniu z doskonałą ścieżką dźwiękową znacznie pogłębiają poczucie grozy. Świetnym pomysłem było także umieszczenie w filmie ukrytych informacji o życiorysie Carlosa von Brauna za pomocą zawieszonych na ścianach obrazów. Nie jest to może nowe rozwiązanie, ale pozwala nam spojrzeć na postać naukowca z innej perspektywy. Samo „poruszanie się” po filmie nie należy do specjalnie trudnych, wystarczy parę kliknięć, aby się do niego przyzwyczaić (wszystkie funkcje oraz znaczenie poszczególnych przycisków wyjaśnione zostało w dziale „pomoc” na stronie filmu). Jedynym minusem są pojawiające się w trakcie seansu dodatkowe informacje umieszczone po bokache kranu. Niejednokrotnie zdarzyło mi się, że byłem zmuszony obejrzeć jakąś scenę po raz drugi, ponieważ czytając dodatkowe notatki nie mogłem skupić się na tym co mówią bohaterowie. Niestety w filmie Marcinkowskiego widać jak na dłoni, że idea interaktywności jest jeszcze ograniczona w sferze technicznej. Mówiąc ściślej, momentami film za bardzo przypominał mi stworzoną we flashu grę niźli film w „zwykłym” znaczeniu tego słowa. Chodzi mi głównie o płynność narracji, a raczej jej brak. Albowiem film, przynajmniej w moimo sobistym mniemaniu, powinien być pozbawiony jakichkolwiek przerw w akcji. Aby zwiększyć jego dynamikę Marcinkowski mógł pokusić się o wprowadzenie tzw. systemu „szybkich decyzji”, znanego nam, o ironio, z gier komputerowych takich jak: „Fahrenheit” czy „Heavy Rain”, w których to gracz jest zmuszony podjąć decyzję o następnej akcji bohatera mając świadomość presji upływającego czasu. Może i wyglądałoby to trochę dziwnie, ale mogę się założyć, że dzięki temu film Marcinkowskiego wzniósłby się na prawdziwe wyżyny interaktywnej rozrywki i został zapamiętany na długie lata. Pomysł na stworzenie filmu interaktywnego ma w sobie ogromny potencjał, z czego Marcinkowski doskonale zdaje sobie sprawę, ale chyba nie do końca tego oczekiwałem, oglądając Sufferrosę. Dopiero po kilkakrotnym obejrzeniu dzieła Marcinkowskiego zacząłem tak naprawdę rozumieć tok jego myślenia, co znacznie ułatwiło mi zrozumienie pewnych wątków fabularnych. Może sto dziesięć interaktywnych scen i trzy różne zakończenia to jednak za mało, aby historię Ivana Johnsona zobrazować w pełnej krasie i z należytym pietyzmem? Mimo wszystko gorąco zachęcam do obejrzenia Sufferrrosy. Jest to pierwsza tego typu produkcja na naszym rodzimy rynku, dlatego też wydaje mi się, że warto się z nią zapoznać choćby z czystej ciekawości. Kto wie? Może za parę lat filmy interaktywne staną się „nową gałęzią” sztuki?
PLUSY:- Muzyka- Klimat- Pomysł fabularny- Efektowny montaż.
MINUSY:- Brak płynności narracji- Słabo zarysowany główny bohater- Zbytnie podobieństwo do interaktywnej gry.

Piotr Bąkowski

Tytuł: Sufferrosa
Reżyseria: Dawid Marcinkowski
Scenariusz: Dawid Marcinkowski
Ocena recenzenta: 8.5/10
Ocena redakcji: 9, 5/10

O książkach, w których Ty jesteś bohaterem